Weterynarz Też Człowiek – historie z praktyki. Wywiadu udzieliła lek. wet. Magda Firlej-Oliwa - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Weterynarz Też Człowiek – historie z praktyki. Wywiadu udzieliła lek. wet. Magda Firlej-Oliwa

Kiedy wstawiała Pani pierwszy post skierowany do swoich czytelników, przeczuwała Pani, że wszystko potoczy się tak szybko?

Magda Firlej-Oliwa: Absolutnie nie! Wydawało mi się, że mało kto będzie chciał czytać o przypadkach klinicznych i pracy w przychodni weterynaryjnej. Gdyby ktoś mi 2 lata temu opisał moją działalność dzisiaj, to zwyczajnie bym go wyśmiała.

W swoich filmach na Instagramie zawsze zaznacza Pani, że nie konsultuje online. Nadal trafiają do Pani osoby, które szukają porad przez ekran lub monitor? O jakie porady proszą najczęściej?

Magda Firlej-Oliwa: Takich osób wciąż trafia do mnie przynajmniej kilka dziennie. Pytają o przeróżne rzeczy, natomiast najczęściej przewijają się opisy różnych objawów klinicznych zaobserwowanych u zwierzaka zwieńczone pytaniem „co to może być?”. Kiedyś odpisywałam na każdą taką wiadomość, prosząc, aby taka osoba skonsultowała się ze swoim lekarzem na miejscu. Dziś po prostu kasuje te wiadomości i na nie odpowiadam, ponieważ moja społeczność dobrze wie, że nie konsultuje pacjentów online.

Ludzie, którzy do mnie piszą, to najczęściej są osoby, które znalazły mnie w wyszukiwarce. 99% tych osób nie obserwuje mojego profilu. Większość z nich również wybiera mój profil jako pierwsze źródło pomocy. A przypadki, które opisują, czasami mrożą krew w żyłach i nie ukrywam, irytuje mnie wtedy fakt, że zwierzę cierpi, a opiekun zamiast szukać realnej pomocy, próbuje załatwić problem poprzez Internet.

Jest też spora grupa osób, które opisują problem występujący u ich zwierzęcia, a następnie pytają mnie, czy to już jest odpowiedni moment, żeby iść do lekarza. Pytania te są zazwyczaj tak sformułowane, że po przeczytaniu ich już wiem, że opiekun tak naprawdę podjął decyzję o tym, że jeszcze nie jest tak źle. A wiadomość do mnie pisze tylko po to, żeby znaleźć poparcie i zrzucić z siebie brzemię odpowiedzialności. Na te wiadomości również nie odpowiadam, chyba że sytuacja jest ekstremalna, to w kilku krótkich zdaniach informuje nadawcę, co myślę na temat takiego postępowania.

Tworzenie nici zaufania na linii lekarz ‒ opiekun to ważna kwestia. Czy współczesny opiekun chętniej słucha lekarza weterynarii, czy nadal najpierw sięga po wiedzę z forum, które uważa za specjalistyczne lub korzysta z porad na Facebooku?

Magda Firlej-Oliwa: Wszyscy poszukują informacji w sieci i biorąc pod uwagę dzisiejszą rzeczywistość, nie ma w tym nic złego. Czymś innym jest poszukiwanie wiadomości na temat zdrowia czy chorób, a czym innym próba diagnozowania i leczenia swojego zwierzęcia na własną rękę. Kluczowe jest również miejsce, w którym poszukuje się tych informacji. Na szczęście widzę rodzący się trend głównie wśród młodych ludzi. Zwierzak w ich domach jest pełnoprawnym członkiem rodziny. Dlatego jest mu zapewniana odpowiednia opieka weterynaryjna, a w razie potrzeby również behawiorysta czy trener. Mam bardzo dużo takich właśnie klientów i za nich jestem ogromnie losowi wdzięczna, ponieważ są dla mnie iskierką nadziei wśród beznadziejnych przypadków zaniedbania.

W jednym z swoich postów na blogu przeanalizowała Pani dogłębnie temat porad udzielanych przez „samozwańczych lekarzy”. Rzeczywiście, kiedy widzi się niektóre wpisy pod postami z zapytaniem o „poradę”, często cierpnie skóra. Zdarza się Pani nadal czytać bzdury, które wypisują w Internecie ludzie? Czy istnieje szansa, aby skutecznie walczyć z tego typu wpisami, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku?

Magda Firlej-Oliwa: Oczywiście, że tak! Codziennie lub prawie codziennie. Teraz mam taki komfort, że nie muszę sama śledzić tych miejsc w sieci, bo najgorsze wpisy podsyłają mi obserwatorzy. Są takie dni, że mam wrażenie, że to jest walka z wiatrakami, ale wtedy najczęściej dostaje od kogoś wiadomość, że dzięki moim treściom udało się wykryć u jakiegoś zwierzaka chorobę we wczesnym stadium. Wtedy mam taką chwilę refleksji, że wszystkim nie da się pomóc, ale jeżeli pomogę w ten sposób chociaż kilku zwierzakom, to już jest dużo.

Biorąc pod uwagę, że ludzie w ten sposób próbują „leczyć” siebie, swoje dzieci czy ogólnie swojej rodziny, to szczerze wątpię, że uda nam się kiedyś wyplenić modę na szukanie porad online. Nie będę również ukrywać, że okres pandemii wcale nas – lekarzy weterynarii nie wspiera. Ludzie dziwią się, że jak to jest możliwe, że nie konsultujemy w polskiej weterynarii zwierzaków online, skoro ludzie właśnie w ten sposób są teraz „leczeni”, a także w ten właśnie sposób odbywa się część konsultacji weterynaryjnych chociażby w Wielkiej Brytanii.

Znajdź swoją kategorię

2811 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 22 kategorii tematycznych

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy